Nigdy nawet nie otarł się o Oskara. A należała mu się choćby nominacja za "Rocco i jego bracia" czy "W pełnym słońcu". Szkoda że odmówił zagrania roli Paula w "Ostatnim tangu w Paryżu". Nic nie ujmując Brando wydaje mi się że byłby świetny.
Na dzień przed śmiercią odebrał telefon z Nowego Jorku, zawiadamiający go, że został wybrany spośród innych kandydatów do roli Kowalskiego w sztuce "Tramwaj zwany pożądaniem" autorstwa Tennessee Williamsa, która miała być realizowana dla nowojorskiej telewizji.
Z perspektywy lat i przebiegu jego kariery wydaje mi się, że Delon dość konsekwentnie dobierał sobie role. Osobiście nie widzę go w tej roli (w Tangu). Poza tym, jestem zdania, że sam film do wybitnych nie należy, więc nic nie stracił.
A jeśli chodzi o brak Oskara w dorobku, to też żaden wyznacznik. Było (i zapewne będzie) mnóstwo wybitnych aktorów - zwłaszcza z Europy - którzy być może zasługiwali by, a nigdy nie dostali. Bardziej perfidne było zachowanie francuskiej akademii, która przez długie lata odmawiała mu Cezara. W końcu dostał, chyba tak na otarcie łez...
Sądzę, że odmówił, bo bohater tego filmu to człowiek złamany, wypalony i przegrany. A Delon był zafascynowany silnymi, twardymi mężczyznami typu macho. Przyjaźnił się z przestępcami i mafiosami. Jego pierwsza zona Nathalie powiedziała w jednym z wywiadów, że imponowała mu, bo była przedtem dziewczyną znanego mafiosa. Takie role wybierał i taki swój wizerunek pielęgnował. Nie widze go w tej roli. Marlon był wspaniały. Magnetyczny. I aktorsko, przy moim zachwycie nad uroda Delona, dzieliły ich lata świetlne.