Jak bym miał kogoś napaść to szukał bym słabszego najlepiej dużo słabszego. Jak bym był wielkim bysiorem z rewolwerem i spotkał chuderlaczka z rewolwerem to on był by mi równy i nie napadł bym. Bez broni to bym go obił że hej.
I to ma być argumentem za dostępem do broni dla wszystkich? A może w takim przypadku należałoby się obawiać tego "słabszego", że spanikuje i użyje tej broni bez potrzeby? Może też być pijany, na haju, lub niezrównoważony psychicznie. Albo nie będzie pilnować tej broni i jego dzieciak wykończy brata, albo co gorsza całą klasę w swojej szkole.
Odrębną kwestią jest to, czy normalny człowiek zdecyduje się użyć broni przeciwko napastnikowi. Bo jednak zakaz zabijania ludzi jest jednym z najsilniejszych uwarunkowań kulturowych. A straszenie bronią bandziora skończy się tym, ze wystrzeli pierwszy, w przeświadczeniu obrony swojego życia. Nie mówiąc o możliwości ewentualnego uruchomienia większej agresji i łomotu, jakiego świat nie widział.
Kiedyś w bankach stosowano opuszczane kraty, blokujące wyjście rabusiów z łupem. Ale okazało się, że taka praktyka wzmagała desperację przestępców. Brali zakładników i ofiar było więcej. Teraz podejście jest odmienne i chroni się ludzi, a nie kawałki papieru, zwłaszcza że banki mają ubezpieczenia.