Tematyka dla mnie bardzo ciekawa.
Oto facet z tłumem dzieci, żyje sobie w lesie i funkcjonuje tam zupełnie nieźle. Dzieci wyedukowane, wysportwane, brudne i szczęśliwe, "Zatem w dzicz!" chciałoby się zakrzyknąć. Jednak takie życie to nie życie dla każdego co jest oczywiste. Zależni jesteśmy sami od siebie, obiad trzeba upolować (a mama ponoć była buddystką...) , ciuchy wyprać w rzecze, spać w namiocie bez wszystkich tych cyfrowych, technologicznych śmieci i zapychaczy czasu i przestrzeni. Nikt pizzy nie przywiezie jak nam jelonek ucieknie albo deszcz będzie padał.
Wszystko fajnie tylko, że tata zanim uciekł w krzaki, żył w społeczeństwie będąc jego mniej lub bardziej dostosowaną jednostką. Świadomie odrzuca styl życia, który jego zdaniem jest zepsuty, zakłamany i zły. Dzieci muszą wierzyć mu na słowo. Oczywiście można się spierać jaka wiedza ma większą wartość: co to Nike i Adidas czy co to Karta Praw? Dwóch synów naszego Tarzana dość szybko po opuszczeniu leśnej głuszy przekonuje się, że znajomość sześciu języków, w tym esperanto i biegłe posługiwanie się bronią białą to oznaka pewnej egzotyki a nie standard. Świat znają z naukowych bestsellerów, traktatów filozoficznych i innych obowiązkowych lektur, ale spotkana na polu campingowym nastolatka, która ma ochotę na przygodny sex wymyka się teorii z książek. I co teraz?
W tle mama, która w wizjach taty zachwyca się nim, dziećmi i ich wspaniałym pomysłem na życie. W rzeczywistości borderline i podcięte żyły.
Nie twierdzę, że przez życie w lesie!! Co nie zmienia faktu, że ostatecznie Ben winę za jej śmierć w dużej mierze bierze na siebie.
Podoba mi się przedstawienie zderzenia dwóch światów i zakończenie, które pokazuje, że nie sztuką jest wychować dzieci w zgodzie z wyznawanymi przez siebie wartościami odcinając je od świata, ale pokazując im świat jednocześnie będąc dobrym człowiekiem wiernym swoim wartościom i zasadom.
Zgadzam się, jednocześnie jest pokazane, że "inny" człowiek nie przetrwa, a "normalne" społeczeństwo zmusi go do wyznawania swoich zasad.
Moim zdaniem poszedł na kompromis dobry zarówno dla niego jak i dzieci. I mimo wszystko żyli bliżej wcześniejszego stylu życia niż reszty społeczeństwa
Dokładnie miałam takie same odczucia. Podczas pierwszej sceny pomyślałam, że nie ma szans, żeby te dzieciaki, choćby nie wiem jakie idee miały wpajane od najmłodszych lat, mogły tak żyć na dłuższą metę. Przychodzi okres dojrzewania i żadnemu nastolatkowi nie wystarczy bieganie po lesie i czytanie książek. Poza tym człowiek w większości jest istotą stadną i potrzebuje do życia towarzystwa innych ludzi. I właśnie te moje rozterki potwierdziły się w dalszej części filmu, choćby podczas sceny na kempingu między Bo i Claire. Zakończenie mi się podobało, bo tak jak napisano wcześniej, Ben potrafił pójść na kompromis pomiędzy tym, jak sam chciałby żyć a tym czego potrzebują jego dzieci.
SPOILER!:
Nikt nie załapał końcówki filmu:
- dzieci wychodzą z dziury w podłodze autobusu
- zbuntowany syn tak po prostu wybacza ojcu
- rodzinka bez żadnych przeszkód odkopuje ciało
- twardy, zdeterminowany teść nie szuka wnucząt
- policja nie szuka ciała
- dzieci przerażone wizją spłukania prochów matki w kiblu nagle nie mają nic przeciwko (a nawet się z tego cieszą)
- najstarszy syn zamiast iść do szkoły (o czym marzył) zmienia zdanie i wybiera "punkt na mapie"
Ludzie, litości! Wszystko co się dzieje po zgoleniu brody to wyobraźnia Kapitana.
A jeżeli ktoś kibicował rodzinie przy spłukiwaniu matki do kibla (żeby jej doczesne szczątki pływały razem z ekskrementami) to lepiej przypomnijcie sobie rozmowę o "Lolicie".
Przestańcie wierzyć, w elfy i zejdźcie na ziemię.
Hmm...To,że wychodzą ze schowka w podłodze autokaru to jeszcze nie takie dziwne.Zbuntowany syn wybaczył ojcu już podczas ich rozmowy w ogrodzie dziadków,gdy Ben wziął na siebie winę za pogorszenie się stanu zdrowia ich matki.Nie wiem jakie przeszkody mieliby mieć w odkopaniu ciała,w końcu to świeży grób,ziemia nie jest ubita a i cmentarze nie są przecież strzeżone przez uzbrojonych policjantów 24/7.Twardy teść zapewne zgłosił sprawę na policję ale równie dobrze dzieciaki mogły zostawić list w którym przepraszają dziadków i wyjaśniają jak postąpiły,nawet jeśli nie to przecież Ben ani dzieci nie mają telefonów które można namierzyć itp. a poza tym co miałby powiedzieć policji jego teść,że dzieci są ze swoim ojcem,ich prawnym opiekunem?Policja nie szuka ciała bo z tego co zauważyłam to oni ten grób zasypali z powrotem tak żeby nie było widać,że trumna jest zabrana.Sądzę,że są na tyle inteligentni,że wiedzą iż pozostawienie dziury w ziemi to głupota a nawet jeśli tak nie było to przecież nie tak od razu zauważono rozkopany grób a rodzinka udała się w nieznanym nikomu kierunku.Dzieci aż takie przerażone ostatnią wolą matki nie były,bardziej przerażało je to,że matka którą bardzo kochali chciała czegoś zupełnie innego a ludzie którzy,tak na prawdę jej nie znali,ani nie akceptowali jej poglądów,zrobili sobie nad jej ciałem obrządek którym ona gardziła.Serio,włożenie ciała do pudła i oddanie na pożarcie robakom i pozwolenie mu na gnicie to takie niby lepsze od spalenia i spłukania prochów w toalecie?Dla nich najważniejsze było to,że ona tego chciała,taka była jej wola.Swoją drogą nie rozumiem dlaczego chrześcijanie tak się umartwiają jak ktoś umiera,wszak do raju podobno trafia...Ale to nie ma związku z filmem więc mniejsza z tym.Co do Bo to decyzja równie dobra jak każda inna.Bo chciał iść na studia nie po to przecież żeby go jakoś bardziej wyedukowali tylko po to żeby poznać prawdziwe życie,pobyć z innymi ludźmi,poznać dziewczyny.Matka mu w tym pomagała bo nie wiedzieli jak Ben zareaguje na wiadomość o tym,że jego "cudowny" świat aż taki cudowny nie jest.Wszystko zmieniła śmierć matki a w ostateczności sama zmiana jaką przeszedł Ben i jego odejście od wcześniejszej radykalnej postawy.Bo miał teraz wolną rękę.Poza tym nie wiemy na 100% czy faktycznie "położył palec na mapie" gdzie popadło czy tylko powiedział tak bratu w formie żartu.Bardzo mało prawdopodobne jest też to,żeby dzieciaki tak na serio od razu się zgodziły zostać z dziadkami. Rel zrobił to raczej na złość ojcu i gdy ta złość minęła sam też już nie chciał tam przebywać.Sorki ale twoja teoria się trochę "kupy" nie trzyma.Ja rozumiem ,że film jest pełen ideologicznego przekazu ale szukanie ukrytego dna we wszystkim co się widzi nie zawsze ma sens,czasami rzeczy są po prostu tym czym są.
Ło Boziu! Wystarczyło napisać - nie zgadzam się z tobą. Myślę tak jak większość. :-D
Po ciuchy jednak liczę, że moja teoria jest słuszna bo wtedy film byłby nieomalże wybitny. W przeciwnym razie jest to film jak każdy inny. Dużo obiecuje, fabuła nam się rozwija, a tu taka końcówka bez polotu. W skrócie "z dużej chmury..". Myślę, że komiksowy tytuł też ma coś znaczyć.
Jedna uwaga, a może dwie. Kiedy Vigo mówi o spłukiwania matki kamera robi najazd na twarze dzieci i widać ich realizację na słowa ojca. I ja jednak swoich bliskich bym w kiblu nie splukiwał. Oczywiście Ty rób jak uważasz.
No fakt rozpisałam się :-) Owszem w kościele gdy Ben czyta testament jest najazd głównie na twarz Bo i nie wyglądał na zachwyconego tym pomysłem,delikatnie mówiąc.Wiesz tu nie chodzi,moim zdaniem o samo to czy spuszczanie prochów w toalecie jest czymś co każdy powinien robić z prochami bliskich ale o to jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć dla ukochanej osoby.Cała ta "awantura" w kościele była jedynie wypadkową nie uszanowania woli zmarłej przez jej rodziców.Mogli po prostu ją skremować i oddać prochy Benowi a on nie musiałby im nawet mówić co z nimi zrobi.Ja tez nie chciałabym mieć katolickiego pochówku i tez wolę być skremowana czy później wrzucona do kibelka tego nie wiem ale z drugiej strony to już aż tak bardzo bym się tym jako kupka popiołów nie przejmowała chyba.Wiadomo,że spłukiwanie w toalecie prochów zmarłych to coś ekstremalnego ale z drugiej strony przecież nie zrobili tego dlatego,że tatuś miał takie widzi mi się tylko dlatego,że taka była ostatnia wola ich matki.Jeśli twoi bliscy nie będą meli takich ostatnich życzeń to chyba masz problem z głowy :-)
Nawet gdyby tak właśnie chcieli to i tak nie mieliby wpływu na to co zrobię. Oczywiście gdybym to ja decydował. Uznałbym, że pod koniec „dostali na głowę“. Tak jak z pewnością było z filmową denatką.
No w sumie tu masz rację,w końcu była chora psychicznie :-) Wiesz myślę,że to wszystko kwestia indywidualnego podejścia do sprawy.Bo gdyby chodziło o rozsypanie prochów nad oceanem czy ze szczytu górskiego to już większość ludzi nie byłaby taka radykalna.Więc nie odrzuca nas sama kremacja czy rozsypywanie prochów,tylko miejsce gdzie ma to się odbyć.
Czy ja wiem? Mój mąż mi to uświadomił.Zapytałam go czy jeśli moją ostatnią wolą będzie kremacja i spuszczenie prochów w kiblu to to zrobi,filmu nie oglądał więc nie wiedział dlaczego takie dziwne pytanie zadaję.Odpowiedział,że byłoby mu szkoda i,że pomysł mu się nie podoba,że mogłabym sobie "lepsze miejsce" wybrać :-)Moja mama również chce być skremowana ale ja tak sobie wymyśliłam,że jeśli to ja będę odpowiedzialna za jej "pochówek" to jej prochy wsypię do ziemi w ogródku i zasadzę w tym miejscu drzewko :-) Lepsze to na pewno niż kamienna płyta i umartwianie się :-/ A co do teorii,że końcówka filmu to "fantazja" Bena to w sumie masz rację,takie zakończenie byłoby bardzo nowatorskie choć mimo wszystko wydaje mi się,że mało prawdopodobne :-)
Zauważcie, jak długo tu już dyskutujecie, choć mając odmienne poglądy, to jednak ciągle bazując na tym filmie — to właśnie pokazuje jego wartość. Nie zgadzam się też, że wielkie znaczenie ma to, czy końcówka to „fantazja”, przecież to nie jest film dokumentalny, cała fabuła jest fikcją, możemy potraktować go jako dzieło otwarte i odczytywać w różny sposób, ale najważniejszy jest właśnie fakt, że skłania nas do przemyśleń i dyskusji.
Zachęcam do obejrzenia kiedyś Tygodnika kulturalnego na TVP Kultura, w piątki o 22:45, (odcinki można znaleźć też w internecie). Najwięksi eksperci potrafią pokłócić się (oczywiście kulturalnie i na poziomie) o to czy film był dobry lub co autor miał na myśli.
Zgadzam się całkowicie,to jest właśnie miara dobrego filmu.Dyskutuje się o nim i rozważa różne możliwości. Cieszę się też ,że mam możliwość rozmowy z fajnymi ludźmi którzy,mimo iż nie zgadzamy się we wszystkich kwestiach,bronią swoich argumentów w sposób konkretny i rzeczowy i nikt nikogo nie przekonuje na siłę :-)
Chciałby widzieć jego minę:-)
Daleki jestem od mówienia ludziom jak mają obchodzić żałobę. Chodzi mi jedynie, żeby nie bezcześcić zwłok, a prochy w kiblu trochę mi pod to podchodzą.
Podoba mi się pomysł z drzewem.
Wiesz myślę,że ten pomysł ze spuszczeniem prochów matki w kibelku był celowym zabiegiem.To bardzo kontrowersyjne rozwiązanie i widać,że wywołuje wiele emocji u widzów.
Kapitan zanim się ogolił przejechał już spory odcinek drogi... Dlaczego dzieci wcześniej nie wyszły skoro były ukryte w podłodze?
Syn nie był tak zwyczajnie zbuntowany, on wręcz nienawidził ojca. On zresztą był najbardziej "niedopasowany" do ich warunków bytowania. I teraz ot tak mu wybaczył?
Odkopywanie grobu i wyciąganie i otwieranie trumny to jak dla mnie za dużo nawet jak na ich poglądy. Kapitan mocno chciał przeszkodzić w pogrzebie, ryzując nawet swoje aresztowanie. Po co by to robił jeśli mógł sobie odkopać trumnę?
Oczywiście podzielam też argumenty dot. teścia, policji, starszego syna itd.
Dokładnie tak. Reżyser zadał sobie wiele trudu, żeby wszystko dokładnie przedstawić. Budował cały obraz: relacje ojca z dziećmi (właściwie z każdym osobno), jego układy z żoną, jej choroba, jej rodzina, zetknięcie się rodziny ze światem zewnętrznym, afera z prochami, ukrywanie listów, wypadek córki i wiele, wiele więcej i nagle cała ta misternie zbudowana historia miała by się spłukać z prochami w muszli klozetowej? Nie wydaje mi się.
Myślę, że nie bez znaczenie są też wizualizacje zmarłej żony. Nic one nie wnoszą (mi wręcz przeszkadzały), ale sugerują, że Captain Fantastic ma tendencje do fantazjowania.
Można oczywiście wysnuwać różne interpretacje. Przed chwilą obejrzałem sobie ponownie ostatnie 20 minut i jednak nie wydaje mi się, aby to miał być sen głównego bohatera. Choć zgadzam się, że na tym cały obraz traci, bo choćby jazda autobusem ze śmierdzącym, rozkładającym się ciałem matki to kuriozum. Mimo to film zrobiony świetnie i pokazuje, że jednak można się w znacznej mierze skutecznie przeciwstawić głupocie konsumpcjonistycznego systemu.
Mysle,ze kapitan tez byl chory psychicznie, co potwierdzaly wczesniejsze halucynacje, a rozlaka z dziecmy wywolala kolejny epizod i dluga halucynacje.
Sensownie wytłumaczone, ale mam jedno zastrzeżenie: wykopanie trumny byłoby widoczne: ślady ziemi na trawie, obniżenie wysokości ponownie usypanej mogiły (bo pozbyto się sporej objętości tj. trumny).
to, że matka była buddystką, nie oznacza, że musiała narzucać to innym, mieli sporą uprawę różnych roślin + to, co rosło w lesie
Ale później okazało się, że jednak się kłócili, ten film jest fajny, bo pozostawia dużo do dopowiedzenia sobie samemu, to właśnie przykład — pewnie o polowania też się kłócili... i zapewne zgodzili się, że można jeść zwierzę upolowane na w miarę równych warunkach (skądinąd o tym pomyślałem podczas pierwszej sceny, nawet nie wiedząc, o czym będzie film), to nie pieczony kurczak z hipermarketu...
A mi się to nie podoba, potem jest zbyt dużo miejsca na własne nadinterpretacje i pomysły. Fakty istotne dla fabuły powinny być przedstawione w sposób jasny i nie pozostawiający miejsca na interpretacje. Nieodpowiedzialny to może być morał, jakieś myśli, idee a nie np. to jakie poglądy miała matka dzieci i jak funkcjonowała zanim nie zachorowała. To oczywście tylko moje zdanie. Ale za dużo tu nieodpowiedzialny i nie przedstawiono żeby mówić że są to atuty akurat tego filmu :)
Nie wiem co ma oznaczać fakt, że człowiek inteligentny wśród idiotów, uchodzi za dziwaka a nawet... głupca.
Kwestia dopasowania się ludzi. Niestety kolego, ale żyjemy w popier.do... czasach i gdy kiedyś zechcesz i będziesz miał predyspozycje, to zrozumiesz, że świat przedstawiony w filmie i styl życia głównych bohaterów, był bliższy normalności, niż nasz świat.
To już pytanie co jest normalne :). W filmie przedstawiono generalnie dwie skrajności z których žadna nie jest bliska normalności. Zresztą pomysł na wychowanie dzieci Bena nie był szczególnie odkrywczy ani nowatorski (co najwyżej okoliczności) i się nie sprawdza. Styl np. ćwiczeń fizycznych aplikowanych dzieciom to wypisz wymaluj pomysły ściągnięte z Chin. Zresztą połączenie tego że ścisłą indoktrynacją i bezwzględnym posłuszeństwem wymuszanym na dzieciach przez Bena też mi pachnie Chinami i chińskimi pomysłami na wychowanie. Bynajmniej nie jest to wzorcowy, zalecany system wychowawczy..