Prawdziwa historia pierwszego starcia armii Stanów Zjednoczonych z Vietcongiem, które zamiast stać się dla Amerykanów przestrogą, było dopiero początkiem koszmaru... "Jedziemy do Doliny Śmierci, gdzie będziecie mogli liczyć tylko na siebie. Nieważne będzie, do jakiego Boga twój towarzysz się modli i jaki ma kolor skóry. Jedziemy walczyć z twardym i zdecydowanym wrogiem. Nie mogę obiecać, że wszyscy wrócicie żywi. Ale przysięgam... kiedy zacznie się bitwa, będę pierwszym, który stanie na polu walki i ostatnim, który z niego zejdzie. I nie zostawię nikogo... żywego, czy martwego. Wszyscy wrócimy do domu". Te słowa podpułkownik Hal Moore (Mel Gibson) skierował do żołnierzy i ich rodzin w przeddzień wyjazdu do Wietnamu. Przed sobą miał zarówno naiwnych żółtodziobów, jak i doświadczonych, naznaczonych bliznami i orderami weteranów z Korei. A pośród nich - dumne i uśmiechnięte żony i matki nie przeczuwające, że już niedługo żółta taksówka będzie dostarczać telegramy, po których nic już nie będzie takie, jak przedtem. Jednak to właśnie ich hart ducha, często pomijany milczeniem, dodawał sił i otuchy mężczyznom na froncie. W niedzielę 14 listopada 1965 roku o 10:48, podpułkownik Moore i jego żołnierze lądują w strefie X-Ray w dolinie Ia Drang, zwanej Doliną Śmierci. Moore jako pierwszy staje na polu bitwy, nie przypuszczając, że za moment jego 400 ludzi zostanie otoczonych przez 2000 wietnamskich żołnierzy. Trzy dni i trzy noce morderczych walk pochłoną setki ofiar po obu stronach, pozostawiając najbliższych pogrążonych w rozpaczy i żałobie. Amerykańscy żołnierze nie oddają życia za to, co jakiś prezydent głosi w telewizji. Nie walczą dla matek, domowej szarlotki czy amerykańskiej flagi. Walczą o życie swoich współtowarzyszy. Generał porucznik Hal Moore Film "Byliśmy żołnierzami" powstał w oparciu o bestsellerową książkę opisującą bitwę w dolinie Ia Drang, "We Were Soldiers Once...And Young, napisaną przez generała porucznika Harolda Moore'a i korespondenta Josepha Galloway'a. Obaj byli uczestnikami tego krwawego starcia i obiecali sobie, że opowiedzą prawdziwą historię żołnierzy walczących w Dolinie Śmierci. W prologu do książki Moore i Galloway piszą: " Wielu rodaków znienawidziło tę wojnę. Ci najbardziej przepełnieni nienawiścią - programowo wrażliwi - nie byli jednak wystarczająco wrażliwi, aby dokonać rozróżnienia pomiędzy wojną a żołnierzami wypełniającymi rozkazy. Tylko my wiedzieliśmy, co naprawdę działo się w Wietnamie, jak wyglądaliśmy, co robiliśmy, o czym gadaliśmy i jak cuchnęliśmy. W Ameryce nikt tego nie wiedział. Hollywood za każdym razem wszystko przeinaczało, ostrząc swoje politycznie wypaczone noże na kościach naszych martwych towarzyszy. Kiedy już było po wszystkim, trupy nie wstały i nie odeszły, otrzepując się z kurzu. Ranni nie zmyli czerwonej farby i nie wrócili do życia bez śladu obrażeń. A ci, którzy cudownym zrządzeniem losu wyszli bez szwanku, wcale nie byli nietknięci Nikt z nas nie wrócił z Wietnamu jako ten sam młody chłopak, który tam wyjeżdżał. Ta opowieść jest również wyrazem uznania dla setek młodych mężczyzn z 320 i 33 pułku Ludowej Armii Wietnamu, którzy polegli w Ia Drang. Oni również dzielnie walczyli i ginęli. Byli wrogiem godnym szacunku. Zginęli z naszych rąk, jednak modlimy się, by ich szczątki zostały zabrane z dzikiego pustkowia, na którym je zostawiliśmy, i zabrane do domu, bo zasługują na pogrzeb z honorami". Dla Randalla Wallace'a książka ta stała się źródłem inspiracji i postanowił przenieść wspomnienia Moore'a i Galloway'a na ekran. Wallace wspomina: "Natknąłem się na nią w 1993 lub 94 roku. Czekałem na lot i wszedłem do księgarni: zobaczyłem interesującą okładkę i dziwny tytuł. Miał on w sobie jakiś literacki majestat i doszedłem do wniosku, że zawartość może być równie ciekawa. Otworzyłem ją w samolocie, a kiedy lądowaliśmy, wiedziałem, że mam nowy projekt. Zadzwoniłem do agenta i zleciłem mu, by dowiedział się, kto ma prawa filmowe. Chcę napisać na jej podstawie scenariusz. Następnego dnia okazało się, że autorzy nie sprzedali praw do sfilmowania książki i w ogóle nie są tym zainteresowani. Najpierw skontaktowałem się z Galloway'em, bo jest reporterem. Pogadałem z nim trochę, a potem obu wysłałem list: `Pewnie macie mnie za kolejnego hollywoodzkiego bufona. Nie znacie mnie. Nigdy o mnie nie słyszeliście. Ale wysyłam wam parę moich scenariuszy i jeśli spodobają się wam, zadzwońcie, to uzgodnimy, jak zrobić z waszej książki film`. Wysłałem im scenariusz "Braveheart - Waleczne Serce" i jeszcze jeden z wątkami patriotycznymi z innej epoki. Oddzwonili z propozycją spotkania". Ostatecznie starania Wallace'a zostały uwieńczone sukcesem: "Kupiłem prawa za własne pieniądze. Nie stało za mną żadne studio ani aktor. Oświadczyłem im: `Jeśli ja sfinansuję ten projekt, to ja będę za niego odpowiedzialny. Ale wy również podejmujecie ryzyko. Musicie na mnie postawić. Jeśli nie będziecie zadowoleni, będzie jasne, do kogo strzelać`. Najbardziej spodobało im się zdanie o strzelaniu do mnie. I tak to się zaczęło. Założyłem własną firmę produkcyjną, a "Byliśmy żołnierzami" było jej pierwszym projektem. Wallace'a nie tyle kierował się chęcią zrealizowania "filmu o Wietnamie", ile chęcią przedstawienia idei leżących u podstaw książki: "Chodzi o starania człowieka, by postępować właściwie, choć ma on znikomy wpływ na otaczający świat. Jednak jest on odpowiedzialny za malutki jego fragment. Jeśli pozostaje wierny samemu sobie i ludziom wokół siebie, to jest w stanie ukształtować dużo większą część rzeczywistości, niż sądził". Wallace porównuje niektóre aspekty "Byliśmy żołnierzami" z "Braveheart -Waleczne Serce" i uważa, że reprezentują one podobną filozofię: "Jeśli pozostajesz wierny swojemu sercu, to nawet jeśli ci je wytną, wygrasz" "Podpułkownik Moore nie miał wpływu na to, czy Stany Zjednoczone przystąpią do wojny, jego zadaniem było poprowadzić żołnierzy i zrobił to. Gdy jego świat zredukował się do pola bitwy wielkości boiska, musiał dokonywać ciągłych wyborów, które miały wpływ na życie jego i tych, wokół niego. Uważam, że nie jest to film o Wietnamie. To nawet nie jest film o wojnie. To opowieść o miłości, poświęceniu i przywództwie."
Przygotowania do filmu
Z punktu widzenia emocjonalnej prawdy wyrażanej przez film bardzo ważne było właściwe obsadzenie roli podpułkownika. Ponieważ Wallace pracował wcześniej z Melem Gibsonem przy "Braveheart - Waleczne Serce", nie miał wątpliwości, że to on najwłaściwiej sobie z nią poradzi. "Nigdy nie piszę scenariuszy pod aktora, tak było i tym razem. Ale gdy skończyłem pisać "Byliśmy żołnierzami", tak samo jak przy "Braveheart" pomyślałem, że aktorem, który zdoła oddać tę kombinację brawury i wrażliwości, który wleje w nią życie, jest właśnie Mel." Podejście Gibsona do roli tylko potwierdziło instynktowny wybór reżysera. "Aktorzy często obawiają się grać bohaterów. Wiedzą, że kamera zajrzy im w dusze i powie prawdę. Ale Mel odnajduje się w roli z marszu, i wkłada w nią tyle zaangażowania i uczucia, że inspiruje wszystkich wokół." Wallace podkreśla także, że pnącego się po szczeblach kariery wojskowej Moore`a, i odnoszącego międzynarodowe sukcesy Gibsona więcej łączy niż dzieli. "Mel jest prawie idealny. Jest pełen szacunku wobec współpracowników, jest zawodowcem pełna gębą, a obie te cechy ma też Hal Moore. I choć Mel to radosna, nieskrępowana dusza, pozorne przeciwieństwo wychowanego w West Point, zapiętego na ostatni guzik wielbiciela regulaminu, to nadal jest do tej roli idealny, bo w rzeczywistości Hal Moore nie jest takim służbistą, a Mel nie jest takim lekkoduchem. Tak naprawdę to zdyscyplinowany aktor, wkładający w swą pracę duszę i serce. Żaden reżyser nie mógłby prosić o więcej." "Prawdziwy", dziś 79-letni Hal Moore, ujmujący i otwarty, nie szafuje komplementami. Jednak on także był zadowolony ze swego filmowego odpowiednika i poznawszy Mela przed rozpoczęciem zdjęć, często odwiedzał go na planie. "Najpierw zjedliśmy razem obiad, potem gadaliśmy o niczym przez trzy godziny, i w końcu byłem bardzo zadowolony, że Mel podjął się tej roli." wspomina Moore." Potem spotkaliśmy się jeszcze kilka razy na planie i w moim domu w Alabamie i choć znamy się tak krótko, uderzyła mnie jego wrażliwość, bystrość i spostrzegawczość. " Gibson, ze swojej strony, mówił, że omawiając podejście Moore`a do wojny, dowodzenia i życia, poznał go zarówno jako człowieka jak i dowódcę. "Hal to niezwykły człowiek. Roztacza wokół siebie światło. Rozmawialiśmy na najróżniejsze tematy i zawsze był zainteresowany najdrobniejszymi detalami. Jest z zamiłowania historykiem, czytał książki o wszystkich większych bitwach. Był też harcerzem. Zawsze był świetnie przygotowany i miał obmyślony plan działań. Człowiek taki jak on nigdy się nie poddaje. Ma w sobie determinację, siłę woli i upór. Ludzie pod jego dowództwem mogli go uwielbiać lub nienawidzić, a jednak kochali go, ponieważ on kochał ich jak własnych synów. "Rola osoby o tak złożonej psychice, geniusza militarnego, człowieka głęboko religijnego, który modlił się za swoich ludzi tak samo, jak za wrogów, błyskotliwego stratega, charyzmatycznego dowódcy - była wyzwaniem dla Gibsona, tym bardziej, że Moore nie jest postacią fikcyjną, ale bohaterem z krwi i kości. "To niezwykłe doświadczenie, portretować żyjące osoby." zauważa Gibson - " trzeba być możliwie jak najdokładniejszym i wiernym ich charakterowi. Chciałem dać im powód do dumy, oddać im w pewien sposób sprawiedliwość, ponieważ wielu z nich potraktowano po powrocie z wojny bardzo źle."
Fort Benning
Aktorzy spędzili dwa tygodnie poprzedzające zdjęcia w Forcie Benning w Georgii, gdzie w 1965 roku ćwiczyła kawaleria powietrzna Moore`a. Tam poznali osoby, których role mieli odgrywać. W przeddzień rozpoczęcia zdjęć Wallace zorganizował w kaplicy fortu mszę za tych, którzy przeżyli bitwę w dolinie Ia Drang i za ekipę, która miała opowiedzieć ich historię. "Nie wiem, czy wiele filmów rozpoczynano od mszy, ale czułem, że to jest dokładnie to, czego nam było trzeba." mówi Wallace. Wśród obecnych znaleźli się korespondent wojenny Joe Galloway, który odczytał wzruszający wiersz; pilot helikoptera major Bruce Crandall, który wspominał o wrogości, z jaką zetknął się po powrocie do USA, pomimo tego, że długo leczył w szpitalu złamany kręgosłup; sierżant Ernie Savage, który wspominał, jak kulił się u stóp wzgórza, starając się przeżyć trzy dni nieustającego natarcia po tym, jak armia wietnamska odcięła i otoczyła jego pluton. I wreszcie generał porucznik Hal Moore, który wygłosił chwytającą za serce mowę, wspominając niezliczone chrzciny, śluby i pogrzeby, jakich był świadkiem w tej kaplicy. Barry Pepper, aktor grający Gallowaya, stwierdził: "Najpierw zainteresował mnie scenariusz. Potem przeczytałem książkę, która wzruszyła mnie do łez. To piękna książka, tragiczna, i trudno nie poddać się jej działaniu." Przygotowując się do roli Pepper rozmawiał z reporterem o jego przeżyciach w dolinie Ia Drang, do której przyleciał jako cywil, a wyszedł z niej jako żołnierz. "Spędziłem z nim kilka tygodni. Wyjaśniał mi, skąd wziął się w Wietnamie i jak czuł się na polu bitwy. Opowiedział mi nawet, co nosił w plecaku, tak że mogłem poczuć się fizycznie tak, jak on. Całymi dniami omawialiśmy jego ówczesny stan ducha. Najważniejszy był jego opis tego, jak pojawił się w dolinie jako bierny świadek z aparatem fotograficznym, a wyszedł z niej jako żołnierz. Walki były tak zacięte, że nawet cywilowi kazano złapać broń i walczyć." Nim na ekranie pojawia się Galloway, poznajemy pewną bardzo szczególną postać, która wywarła ogromny wpływ na żołnierzy. To zastępca Moore`a, starszy sierżant Basil Plumley, grany przez doświadczonego aktora Sama Elliotta. Plumley, który odmówił noszenia standardowego w wyposażeniu armii karabinu M-16, upierając się przy własnym pistolecie 45, jest uosobieniem "starego wyjadacza" kierującego się zdrowym rozsądkiem. "Rola majora Plumleya to niełatwe zadanie." wspomina Elliott - "Nigdy dotąd nie trafiłem na rolę, za którą czułem się tak odpowiedzialny. Grałem już postacie historyczne, ale nigdy osoby tego kalibru, wciąż żyjącej. Plumley to człowiek najwyższej próby, przedstawiciel ostatniego pokolenia prawdziwych Amerykanów, do którego należał mój ojciec - ludzi uczciwych, prostolinijnych i pracowitych. Plumley podarował mi zawleczki i specjalny nóż, który wziął ze sobą do Korei i na dwie akcje w Wietnamie. Mając je przy sobie czułem się, jakbym miał u boku samego starszego sierżanta." Aktorzy związali się ze sobą silnie już w Forcie Benning, w którym poddani zostali różnym katuszom na obozie przetrwania, prowadzony przez elitarną jednostkę armii, sławnych Rangersów. Sam Wallace dał im dobry przykład, ukończywszy dwutygodniowy trening jeszcze podczas pisania scenariusza. Był jedynym cywilem w batalionie rekrutów Rangersów i uczestniczył we wszystkich ćwiczeniach, a na koniec otrzymał od nich dyplom "Honorowego Rangersa". Choć zarówno Gibson, jak i Elliott twierdzili, że ten, jak go określili, "obóz przetrwania dla hollywoodzkich mięczaków" , niewiele miał wspólnego z trudami, jakie przechodzą Rangersi, to jednak uznali go za doświadczenie warte uwagi. Elliott wspomina: "Nie ukrywam, że był to obóz o zmniejszonym rygorze. Randall nie chciał, żebyśmy oberwali tak, żeby nie móc grać. Potraktowali nas więc ulgowo. Wstawaliśmy biegać o piątej rano. Ćwiczyliśmy sprawność fizyczną, pokonywanie przeszkód, czołgaliśmy się pod szalejącym ogniem i opanowaliśmy obsługę wszystkich rodzajów broni używanej w 1965 roku. Teraz my, aktorzy i cywile, mamy pojęcie, co dzieje się na polu bitwy." Pepper, wcielający się w postać korespondenta Galloway`a nie musiał uczestniczyć w obozie, jednak uznał, że takie doświadczenie nie może go ominąć. Interpretacja roli Gallowaya przydała filmowi akcentów humorystycznych, bardzo dla niego ważnych. Według Mela Gibsona: "W scenie, gdy Galloway leży rozpłaszczony na ziemi, a kule świszczą mu nad uchem, podchodzi do niego Plumley, kopie go w żebra i mówi 'Wiele nie sfotografujesz z nosem w piasku.' Galloway przetacza się na bok, uznaje, że to świetne ujęcie i zaczyna fotografować faceta kopiącego go po żebrach. Jeśli gra jest realistyczna, nawet najbardziej rozpaczliwe sytuacje mogą wywołać śmiech. A w filmie tak pełnym dramatyzmu i tragizmu takie momenty są bezcenne." Humor w filmie jest głównie zasługą chłopięcego wdzięku, z jakim Greg Kinnear odtwarzał postać dowcipnego majora Crandalla. "Gdy pierwszy raz zaprosiłem Crandalla do domu, pojawił się w peruce Benny Hilla. Nie wiem, czemu. Gdyby nie był bohaterem wojennym, pomyślałbym, że goszczę u siebie gospodarza talk show. Wiedziałem z książki, że Crandall był dynamicznym człowiekiem, który nie wahał się dawać z siebie więcej, niż tego wymagały rozkazy, każdego dnia dając przykład niezwykłego heroizmu. Sytuacja w Ia Drang okazała się dużo poważniejsza, niż oczekiwano, amunicja skończyła się niemal od razu. Dla pilota helikoptera już lądowanie pod ostrzałem to niebezpieczna sytuacja, a co dopiero kurs z ładunkiem amunicji. Major Crandall z partnerem kapitanem Freemanem odbyli niezliczoną ilość lotów zaopatrując oddziały Moore`a w amunicję. W kursie powrotnym zabierali rannych. Oddział sanitariuszy miał rozkaz wkraczać tylko wtedy, gdy zapadnie co najmniej pięciominutowa cisza. Ale ktoś musiał wywozić rannych, a skoro sanitariuszom nie było wolno, zajął się tym Crandall." Wallace chciał przekonująco oddać realia bitwy. W tym celu Kinnear musiał nauczyć się w Forcie Benning podstaw pilotowania helikoptera, dzieląc kokpit z kapitanem Cliffem Flemingiem. Wśród żołnierzy desantu na X-Ray był podporucznik Jack Geoghegan, grany przez Chrisa Kleina. Tak samo jak postać, którą gra, Chris rwał się do walki. "To było prawdziwe pole bitwy. Musiałem uważać na wyrwy i leżące wokół ciała. Nie było to łatwe, ale wchodziłem w rolę od razu po wkroczeniu na plan." Wojna w Wietnamie to dla Kleina historia, ale jest pełen podziwu dla swego bohatera i ludzi, u których boku walczył. "Wojna, zaciąg, walka i śmierć za ojczyznę to idee, których nie sposób pojąć, nie służywszy w wojsku. To wspaniałe, że mogę je poznawać poprzez postać podporucznika." Dla zachowania realizmu, większość sekwencji bitewnych kręcono kamerą, a w postprodukcji dodano niewiele efektów specjalnych. Aktorzy rzeczywiście latali nad polem w helikopterach, które wyrzucały ich na plan pośród niezliczonych statystów grających Wietnamczyków atakujących ze wzgórza. Nie zastosowano techniki niebieskiego ekranu i w bardzo niewielkim stopniu zdjęcia ze statywu z przeciwwagą, używanego zwykle do scen w locie.
Z punktu widzenia żon
Podczas gdy aktorzy grający role męskie ćwiczyli loty helikopterem i polowe manewry, panie skupiły się na niezwykle ważnym aspekcie filmu, portretach żon żołnierzy, a prym wiodły tu Madeleine Stowe i Keri Russell. "W rzeczywistości niemal połowa filmu poświęcona jest rodzinie." twierdzi Wallace. "Opowiadamy o odwadze mężczyzn, którzy poszli w bój, a nikt nie mówi o odwadze i poświęceniu rodzin, pozostawionych w domu. Większość Amerykanów nie wiedziała o bitwie w dolinie Ia Drang, więc nie tylko nie uhonorowano walczących w niej żołnierzy, ale zapomniano też o ich żonach." W opinii Gibsona kobieca perspektywa jest jedną z zalet filmu. "Według mnie film oferuje zupełnie nowe spojrzenie na kwestię Wietnamu, i dlatego wart był wysiłku. Odmalowuje też prawdziwe piekło, jakie musiały przechodzić żony bohaterów. To aspekt, jaki rzadko można znaleźć w filmach wojennych." Najlepszym przykładem przeżywanej przez rodziny udręki był pokazany w filmie sposób dostarczania informacji o poległych żołnierzach - telegram przywoził taksówkarz. Ten bezosobowy i okrutny system informowania dał okazję do ukazania niezłomnego charakteru Julie Moore, żony podpułkownika. "To historia wojenna, ale i opowieść o oddaniu." tłumaczy Madeleine Stowe. "Julie wierzy w oddanie. Jest odważną kobietą, jej ojciec także był wojskowym. Radzi sobie ze wszystkim i ma silne poczucie obowiązku i odpowiedzialności. Żony wojskowych żyły wtedy w bardzo trudnych warunkach. Julie Moore uznała, że trzeba stworzyć wspólnotę o silnym poczuciu jedności. Stowe wyjaśnia, jak jej bohaterka podjęła się łagodzenia ciosu, jakim była dla kobiet wiadomość o stracie męża. "Żołnierze zaczęli ginąć nagle, rząd nie był przygotowany na taką masakrę. Telegramy o poległych były więc wysyłane wdowom przez taksówkarzy, ale Julie przejęła ten obowiązek. Czuła się w pewnym sensie odpowiedzialna, ponieważ jej mąż dowodził ginącymi ludźmi. Jestem pewna, że ten ludzki kontakt, zamiast telegramu wręczanego przez kierowcę, koił ból wielu kobiet." Sceny rodzinne, spotkania żon kręcono na ulicy w Fort Benning, przy której rzeczywiście mieszkali Moore`owie. Plan odwiedziła też cała rodzina Moore`ów wraz z żoną Jacka Geoghegana i jego córką Camille. Zdarzyło się to akurat w dniu kręcenia scen z nowonarodzoną maleńką Camille. Keri Russell przyznaje, że jej bohaterka, w odróżnieniu od Julie Moore, była nowicjuszką w bazie, nie znała wojskowego trybu życia i niewiele wiedziała o armii. "Jack i Barbara pobrali się zaraz po jej maturze i na rok przeprowadzili do Afryki. Gdy Jack ruszał do Wietnamu, ich córeczka miała 2 miesiące. Trudno sobie wyobrazić, co oboje czuli."
Produkcja
Autor zdjęć Dean Semler filmował "Byliśmy żołnierzami" w stylu "cinema verite", by dać widzom autentyczne fizyczne i emocjonalne wrażenie walki w Ia Drang. "To miał być prawdziwy film" podkreśla Wallace." Wszyscy dzisiejsi filmowcy tak mówią, ale ja postanowiłem zrealizować to w praktyce, a to oznaczało sfilmowanie całych sekwencji bitwy w miarę możliwości w jednym ujęciu. Miałem szczęście pracować nad tym z Deanem Semlerem, który jest geniuszem. Nie wyobrażam sobie kręcenia filmu bez niego. Uwielbia jak na kamerę chlapią mu błotem, krwią i kurzem, no i jest artystą z krwi i kości. Sceny, które kręciliśmy nocą, sprawiają wrażenie obrazów Rembrandta. Chcieliśmy to wszystko uchwycić, by sprawić, żeby widz poczuł się w skórze żołnierza." "Kręciliśmy w stylu dokumentalnym, im surowiej, tym lepiej" mówi Semler, "ujęcia nie miały być dopracowane do perfekcji. Chcieliśmy oddać zamieszanie, chcieliśmy podążać za żołnierzem po tym, jak zostaje postrzelony, żeby zobaczyć, jak pada poza kadr." Ponieważ film był kręcony w większości w plenerze, Semler używał minimum 4 kamer, a czasem nawet jedenastu, by nakręcić to, co planował, nim słońce zaszło lub wzeszło. Oznaczało to ustawianie kamerzystów w najdziwniejszych pozycjach, od platform na zboczach wzgórz po wykopane naprędce jamy. Plan był polem bitwy dla operatorów: bomby, eksplozje i płomienie, symulujące napalm wybuchały tuż obok nich. Poza tym specjaliści od efektów specjalnych regularnie rozpryskiwali wstrętną kleistą substancję zwaną Ziemią Fullera, dającą efekt dymów bitewnych. W efekcie operatorzy i ich asystenci musieli nosić specjalne kombinezony, nowoczesne filtry dymne na ustach i przemysłowe gogle ochronne. Gdy intensywne walki rozgrywały się zbyt blisko, chronili się za cienki plastikowy ekran. Semler wykorzystał wszystkie typy kamer, włącznie ze swoją ulubioną, z obiektywem 850 mm. Pieszczotliwie zwana "Hubblem" gigantyczna soczewka widzi, jak teleskop, wszystko z ogromnej nawet odległości. Ponieważ film opowiada o kawalerii powietrznej, wiele ujęć musiało być kręconych z punktu widzenia helikoptera, zarówno w powietrzu, jak i na ziemi. W tym celu Semler użył różnych typów kamer na statywie, a kręcąc ze środka helikoptera - kamer prowadzonych z ręki. Po raz pierwszy w filmie na dziobie i boku helikoptera Huey zamocowano Spacecam, zdalnie sterowany przez Semlera, lecącego obok innym helikopterem. Dzięki tej innowacji Semler umożliwił żądającemu maksymalnego realizmu Wallace`owi sfilmowanie akcji i dialogów wewnątrz lecącego helikoptera. Proces produkcji filmu odzwierciedlił chronologię prawdziwych wydarzeń i straszliwe warunki bitwy w Ia Drang. Zdjęcia rozpoczęto wiosną 2001 w Forcie Benning, zwanym 'kołyską piechoty', miejscu narodzin Kawalerii Powietrznej Hala Moore`a. Ekipa, z Gibsonem na czele, nakręciła sceny ćwiczeń, pożegnania z żonami i dziećmi i odjechała, identycznie, jak kiedyś pierwszy Batalion siódmej Kawalerii. Gibson wraz Wallace`em kazali wybić pamiątkowe monety, jakimi dowódcy nagradzali swych żołnierzy, i rozdali je pierwszego dnia wszystkim członkom ekipy. Po trzech tygodniach zdjęć w Forcie Benning ekipa przeniosła się do Fortu Hunter Liggett w Kalifornii, który zagrał góry Wietnamu. Rozległe widoki wzgórz, gubiących liście drzew i pluskających strumieni były raczej zaprzeczeniem popularnego wyobrażenia o wietnamskiej dżungli. Jednak dolina Ia Drang leży na Centralnym Płaskowyżu Wietnamu, jest wypalona i porośnięta karłowatą roślinnością. Według generała Moore`a i Joe Galloway`a podobieństwo do miejsc, w których walczyli, było uderzające. "Nie mogliśmy jechać do Wietnamu czy Kambodży, to było niewykonalne. Wiedziałem też, że płaskowyż wietnamski nie jest pokryty dżunglą" wyjaśnia scenograf Tom Sanders - "Szybko więc zdecydowaliśmy się na Fort Hunter Ligget , bazę wojskową z poligonem. Pierwszego dnia obejrzeliśmy z helikoptera teren o powierzchni 74 tysięcy hektarów, a potem, już z ziemi, szukaliśmy miejsca bitwy - wzgórz, w których ukrywali się Wietnamczycy." Choć teren przypominał Ia Drang, Kalifornia to jednak nie Wietnam i ekipa Sandersa musiała 'wyhodować' roślinność i drzewa typowe dla Wietnamu. Nie zapomniano także o cechach charakterystycznych doliny Ia Drang - kopcach termitów, za którymi krył się Moore. "Teren, który wybrałem, okazał się niestety porośnięty krzakami, więc skosiliśmy cały obszar, obsialiśmy go ponad toną nasion oraz posypaliśmy nawozem." wspomina Semler "Posadziliśmy też 500-600 drzew, głównie buków i platanów, których liście przypominają wietnamską roślinność." Przez większość czasu zdjęciowego ekipa pracowała w ponad trzydziestostopniowym upale, który obrócił zielone zbocza w brunatne ściernisko. Pogoda idealnie dopasowała się do wymogów filmu i wymalowała krajobraz równie posępny jak ten z czasów bitwy. Jak na ironię, w pewnej chwili Galloway spytał kogoś z ekipy o przebieg prac, a słysząc odpowiedź "Gorąco i ciężko", odparł z krzywym uśmiechem: "Zupełnie jak w 1965."
Kim są teraz?
Generał porucznik Harold G. Moore jest współautorem książki "We Were Soldiers Once... And Young". Urodził się w Kentucky 13 lutego 1922, ukończył akademię West Point w 1945. Dowodził oddziałami piechoty w dwóch kampaniach podczas wojny koreańskiej. Był też dowódcą batalionu i brygady w Wietnamie. Przeszedł na emeryturę w 1977 roku po 32 latach służby. Następnie pracował cztery lata jako wicedyrektor ośrodka narciarskiego Colorado Ski, a potem założył firmę komputerową. W trakcie zbierania materiałów do książki, na podstawie której powstał film "Byliśmy żołnierzami", Moore jako pierwszy amerykański generał powrócił w latach 1990/91 do Wietnamu, by spotkać się z północnowietnamskimi dowódcami, przeciwko którym walczył w dolinie Ia Drang. W trakcie swej kariery wojskowej Moore został wielokrotnie uhonorowany medalami, odznaczeniami i nagrodami, w tym Krzyżem Zasługi ( za wyjątkowe bohaterstwo), Medalem Zasługi, trzema Brązowymi Gwiazdami ( za odwagę), Purpurowym Sercem, dziewięcioma medalami Lotnictwa, Pochwalnym Medalem Służby, trzema Pochwalnymi Medalami Armii, trzema Wietnamskimi Krzyżami Walecznych, Koreańskim Medalem Służby ( trzy gwiazdki kampanii) i medalem Służby Wietnamskiej ( trzy gwiazdki kampanii). Najbardziej dumny jest jednak z Odznaki Mistrza Spadochroniarstwa, przyznanej za wykonanie ponad trzystu skoków, oraz z Bojowej Odznaki Piechoty z gwiazdką, co oznacza, że jako żołnierz piechoty brał udział w dwóch wojnach ( koreańskiej i wietnamskiej). Wymieniano go także w rocznikach "Who`s Who in America" w latach 60-tych i 70-tych. Dziś, zdobywszy dyplom specjalisty od spraw zagranicznych, Moore większość czasu poświęca wykładom o dowodzeniu, wygłaszanym na uczelniach, w szkołach i organizacjach biznesu. Jest zaprzeczeniem domatora, uwielbia narciarstwo i wspinaczkę, przemaszerował góry Colorado Rockies, Cascade Range, Alaskę, japońskie góry Hokkaido, pustkowia Tien Szan w Uzbekistanie i Kazachstanie, płaskowyż fiński i norweski lodowiec Hardanger. Od ponad 52 lat jest żonaty z Julie. Mają pięcioro dzieci i właśnie oczekują narodzin dwunastego wnuka. Joseph L. Galloway był współautorem książki "We Were Soldiers Once ... And Young". Niedawno przeszedł na emeryturę po 44 latach pracy jako pisarz, wydawca, reporter i fotograf dla UPI oraz 'U.S. News & World Report.' Teksańczyk Galloway rozpoczął karierę dziennikarza w lokalnej gazecie jako siedemnastolatek. Już po dwóch latach był głównym korespondentem wojennym UPI i spędził 15 lat na placówkach zagranicznych w Japonii, Wietnamie, Indonezji, Indiach, Singapurze i Rosji. W 1982 porzucił UPI, by pisać o wojnie w Zatoce dla "U.S. News & World Report". Dziś pisze przemówienia i wykłady poświęcone dyplomacji dla sekretarza stanu, generała Colina Powella, na które to stanowisko zaprzysiężono go w 2001 roku. Wygłasza też w kraju i za granicą odczyty o pracy korespondenta wojennego. W 1991 roku Galloway zdobył nagrodę National Magazine Award za swój reportaż o bitwie w dolinie Ia Drang. Reportaż ten został później rozszerzony do rozmiarów książki, na podstawie której zrealizowano film. Jest żonaty z córką kapitana Metskera, który zginął w bitwie w Ia Drang. Został odznaczony Brązową Gwiazdą Odwagi za uratowanie życia rannemu żołnierzowi. To jedyne odznaczenie za odwagę, jakie armia amerykańska przyznała podczas wojny wietnamskiej cywilowi. Starszy sierżant Basil L. Plumley urodził się 1 stycznia 1920 roku. Służbę wojskową rozpoczął w 1942 roku w szkole spadochroniarstwa. Jako dwudziestolatek miał już na swoim koncie skoki bojowe na Sycylii, we Włoszech, Normandii i Holandii w czasie II wojny światowej. W latach 50-tych walczył jako dowódca oddziału piechoty w Korei, a w 1965 służył pod dowództwem generała Hala Moore`a w Pierwszym Batalionie Kawalerii w dolinie Ia Drang. Po wojnie w Wietnamie wycofał się ze służby czynnej i pracował w szpitalu Fortu Benning. Plumley przeszedł w stan spoczynku w 1974 roku po 32 latach służby. Był wielokrotnie odznaczany za udział w drugiej wojnie światowej, wojnie koreańskiej i wietnamskiej. Uwielbia polowania na przepiórki. Major Bruce Crandall służył jako pilot helikoptera podczas wojny w Wietnamie. Pierwszym etapem jego służby były 22 loty 14-16 listopada, gdy przewoził żołnierzy, amunicję i rannych w dolinie Ia Drang. Drugi etap odbył w 1968 roku, gdy został zestrzelony i poważnie ranny podczas próby dotarcia do innego zestrzelonego helikoptera. Crandall, licealna gwiazda baseballu, zaciągnął się do armii w 1953 roku podczas wojny w Korei. Podczas ponad 20-stu lat służby Crandall latał na helikopterach i samolotach w USA, Libii, Tunezji, Algierii, Arktyce, Południowej Ameryce i Tajlandii. Odszedł ze służby wojskowej w 1977 roku. Był wielokrotnie odznaczany za odwagę i bohaterstwo w lotnictwie. Przyjęto go także do "Zgromadzenia Orłów", elitarnej organizacji lotników, do którego należy także były prezydent George Bush i as lotnictwa kapitan Chuck Yeager, który jako pierwszy przekroczył barierę dźwięku. Po zakończeniu służby Crandall piastował wiele stanowisk publicznych. Teraz spędza czas podróżując przez Amerykę w swojej ogromnej przyczepie turystycznej. Często wygłasza odczyty i wykłady o swych doświadczeniach wojennych. Julie Moore była już doświadczoną "żoną żołnierza", gdy przybyła z mężem do Fortu Benning w 1964 roku. Julie wyszła za pułkownika Hala Moore`a w 1949 roku i przez pierwsze 32 lata małżeństwa, podążając w ślad za nim, 28 razy zmieniła miejsce zamieszkania. Wie, jak się mieszka we wszystkich bazach wojskowych na terenie USA oraz w kilku w Korei i Norwegii. Była głęboko zaangażowana w działalność Czerwonego Krzyża, a szczególnie w rozwój żłobków i przedszkoli w ośrodkach wojskowych. Działa też w "Army Community Service", organizacji pomagającej młodym żołnierzom i ich rodzinom w przystosowaniu się do wojskowego trybu życia. Barbara Geoghegan Johns była żoną podporucznika Jacka Geoghegana tylko przez półtora roku. Gdy wysłano go pod dowództwem pułkownika Moore`a do Wietnamu, miała 23 lata, a ich córeczka Camille - 5 miesięcy. Pobrali się w roku 1964 i spędzili rok w Afryce, gdzie Jack pracował dla Ośrodka Pomocy Katolickiej, a Barbara uczyła w szkole podstawowej. Na życzenie męża, także po jego śmierci, prowadziła odczyty i seminaria na temat ich afrykańskich doświadczeń. W domu rodziców zmarłego męża Barbara poznała porucznika Johna Johnsa. Na ceremonie ich ślubu przybył także generał Moore. Camille ma dziś 36 lat i jest magistrem psychologii. Wybiera się do Wietnamu wraz z innymi dziećmi poległych tam żołnierzy.
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.