Coś jak "Papierowy księżyc", tyle że w poetycko-melancholijnym ujęciu Wima Wendersa. Pięknie sfotografowana, nienachalna, unikająca taniego sentymentalizmu opowieść o niezwykłej podróży zgorzkniałego człowieka w towarzystwie elokwentnej, kilkuletniej dziewczynki. Niby nic, akcja toczy się powoli, zwroty akcji są zgoła subtelne, pozbawione wykrzykników, a jednak pochłania się jednym tchem. Urzekające i pełne wdzięku, tak chyba najlepiej określić "Alice in den Städten". Trochę baśń, pokrzepiająca i dostarczająca refleksji. Nie wszystkie pozycje z dorobku Wendersa mnie przekonują, w tym przypadku muszę jednak stwierdzić, że jestem oczarowany. Plus pobrzmiewająca w tle, rhytm 'n' bluesowa muzyka (Chuck Berry, Canned Heat, Rolling Stones). Dla wrażliwych na drobne gesty.